Jezuici w Przemyślu – trudne początki
aut. Lucjan Fac, „Nasz Przemyśl”, lipiec 2012 (Nr 91)
Godło zakonu – monogram Chrystusa IHS – wskazał już założyciel zakonu święty Ignacy Loyola. Niekiedy inicjały są odczytywane również jako skrót od dewizy Iesu Humilis sotietas, tzn. „Jezus dla pokornego towarzyszem”. Z czasem ustaliła się bogatsza forma tego znaku, którą spotykamy na licznych pieczęciach zakonnych: inicjał otacza płomienista gloria, pod nim znajdują się zaś trzy gwoździe – symbol męki Chrystusa. Niekiedy nad inicjałem umieszczony jest także krzyżyk kawalerski. Marcin Hlebionek Heraldyczny świat mnichów i zakonów ioh.pl/artykuly/pokaz/heraldycznywiatmnichwizakonw,1050/
Początki zakonu Jezuitów w Przemyślu w sposób nierozerwalny łączą się z osobą biskupa Stanisława Rogali Siecińskiego1. Zanim został biskupem przemyskim był kanonikiem krakowskim i proboszczem pułtuskim. Ze swoich poprzednich placówek znał zakon jezuicki, bowiem zarówno w Krakowie jak i w Pułtusku funkcjonowały już zarówno domy jak i kolegia jezuickie. Doświadczenie i umiejętności jezuitów w akcji kontrreformacyjnej mogły się bardzo przydać na terenie województwa ruskiego. Ich siłę dostrzegał już wcześniej biskup Walenty Herburt, który czynił usilne starania o ulokowaniu klasztoru jak i kolegium jezuickiego w Przemyślu. Bp Herburt przegrał walkę o Przemyśl ale z tak silnymi argumentami jak upór i nadania Zofii z Odrowążów Tarnowskiej oraz z siłą perswazji ks. Piotra Skargi wygrać nie mógł. Zamysłu tego nie udało się zrealizować aż sześciu biskupom, którzy władali diecezją przemyską po śmierci Walentego Herburta (Łukasz Kościelecki, Wojciech Staroźrebski Sobiejuski, Jan Borukowski, Wojciech Baranowski, Wawrzyniec Goślicki, Maciej Pstrokoński). Być może nie wszyscy tego chcieli, opowiadając się za dotychczasowym stanem diecezji, niechętni wobec szkolnej polityki lansowanej przez zakon jezuicki. A czasy były niespokojne, oprócz reformacji, nad którą zresztą udało się zapanować, na terenie diecezji dochodził jeszcze czynnik unii brzeskiej. Eskalacja sporu pomiędzy biskupem prawosławnym Kopystańskim, a grekokatolickim Atanazym Krupeckim nabrała szczególnej dynamiki właśnie w tym czasie. Teraz biskup Stanisław Sieciński postawił na swoim i już w roku 1611 sprowadził do miasta dwóch zakonników: Bartłomieja Wargockiego i Jędrzeja Lawickiego. Na początku zamieszkali oni w pałacu biskupim. W katedrze, na dobry początek, biskup oddał im jedną kaplicę, jeden konfesjonał i jedną ambonę. Ten symboliczny dorobek zakotwiczał jednak jezuitów w naszej katedrze. W dalszej perspektywie mówiono o szkole i seminarium diecezjalnym, na które biskup Sieciński chciał ofiarować swój pałac w Przemyślu. Decyzje biskupa wzbudziły od razu szereg obaw ze strony kapituły. Szczególnym oponentem był ks. kanonik Achacy Grochowski, sekretarz królewski, a późniejszy biskup przemyski. Obecność jezuitów z pewnością była konkurencją, i nie chodzi tu tylko o fakt, że trzeba się było dostosować do nowej jakości, którą niewątpliwie jezuici ze sobą przynosili do samej katedry, zastanawiać musiały również konsekwencje budowy przyszłej jezuickiej szkoły. Wiadomym było, choćby z pobliskiego Jarosławia, że poziom kształcenia jak i popularność szkoły ściągnęły do niej sporą, bo sięgającą 600 społeczność uczniowską. Konkurencja dla szkoły katedralnej murowana, przez co jej przyszłość nie przedstawiała się w różowych barwach. Tak więc opór ze strony kapituły był pewny, i nie da się ukryć uzasadniony. Jednak w jej składzie znajdował się również ksiądz kanonik Jeremiasz Krasicki. Postać to bardzo zagadkowa. Pochodził przecież z bardzo zacnej i bogatej rodziny szlacheckiej, która związała się w sposób szczególny z jezuickim zakonem. Na początku XVII wieku w zakonie tym było dwóch Krasickich: Jakub i Jeremiasz. Jakub zmarł bardzo wcześnie, w nowicjacie w Poznaniu, natomiast
Jeremi usposobienia melancholicznego nie nadawał się do zakonu, wystąpił, ale pozostał jego przyjacielem i dobrodziejem.4
Pomagał jezuitom i był ich niewątpliwym promotorem. Kolegium Jezuickiemu w Jarosławiu podarował swoją część Nowego Miasta (Bybło), jednak rościł sobie do niej pretensje Jan Krasicki i na tym tle doszło do wydawać by się mogło skandalicznej, bratobójczej walki w łonie rodu Krasickich. Jednak, jak na owe czasy, a szczególnie nasze tereny, nie było to nic nadzwyczajnego, a wręcz stanowiło swoistą normę obyczajową. Wziął więc Jeremiasz udział w roku 1606 w dwóch epizodach wojny rodzinnej, po której odsunął się już od spraw świeckich i skoncentrował się na swoim duchownym posłannictwie5. Gdy w Przemyślu pojawili się jezuici, w eksjezuicie odezwała się dawna przyjaźń do tego zakonu i stał się ich sojusznikiem. Szczególna to sytuacja, był bowiem jedynym kanonikiem, który popierał ich działalność. Tak więc wsparcie otrzymane od Jeremiasza i oczywista protekcja ze strony biskupa Siecińskiego dały im siły na przetrwanie w tych dosyć stresujących warunkach. Opór ze strony kanoników katedry był całkowicie zrozumiały. Dysponowali oni szkołą parafialną funkcjonującą przy katedrze już od XIV wieku. Prezentowała ona wysoki poziom, pozostawała pod patronatem UJ. Tak więc była w Przemyślu zupełnie inna sytuacja niż w nieodległym Jarosławiu, gdzie przecież dla jezuitów konkurencji nie było. Zarówno Wargocki jak i Lawicki postępowali bardzo rozważnie. Nie narzucali się, robili swoje, koncentrując się na katechizacji i lectio sacra, czyli wykładzie pisma w swojej kaplicy. Sytuacja taka trwała blisko rok czasu, dopóki biskup Sieciński nie przemógł oporu kapituły. W międzyczasie nadciągnęły posiłki. Do dwójki jezuitów dołączyli jeszcze ojcowie Jan Wielewicki i Jan z Kościana. Otrzymali teraz funkcję kaznodziejów katedry przemyskiej. Jednak czterech zakonników potrzebowało już jednak oddzielnego mieszkania. W tej trudnej sytuacji po raz następny z pomocą przyszedł im ksiądz kanonik Jeremiasz Krasicki, który sam ofiarował 1200 zł i poprosił również o wsparcie Adama Stadnickiego, starostę przemyskiego, który dołożył drugie tyle i za pozyskane pieniądze mógł biskup Sieciński zakupić obok pałacu biskupiego kamienicę, tzw. „sadowską”. Tutaj zamieszkało więc czterech pierwszych jezuitów przemyskich, ich pierwszym superiorem, do 1612 r. został O. Bartłomiej Wargocki, a po nim O. Wielewicki. Trudno jest określić sposoby, jakimi posługiwali się ojcowie Jezuici, ale faktycznie, w stosunkowo krótkim czasie udało im się nawrócić dwóch bardzo znanych „heretyków” Piotra Bolestraszyckiego i Łysakowskiego. Ich popularność rosła, a szczególną rolę zaczęli odgrywać w rozwiązywaniu różnorodnych, sporów, zatargów, waśni. Nawet w sporze pomiędzy biskupem unickim Atanazym Krupeckim, a duchowieństwem pozostałym przy prawosławiu i biskupie Kopystańskim przyszło jezuitom odgrywać rolę pośrednika. Stanęli rzecz jasna po stronie Atanazego Krupeckiego i wiernych obrządku greckokatolickiego.
Wspomagali go i ratowali Jezuici jak mogli. Kiedy w 1613 r. właśni dyecezanie zamknęli przed nim katedrę i wygnali z pałacu, oni dali mu u siebie gościnę, pośredniczyli między nim a niesfornym jego klerem i nakłonili do uległości. Wnet jednak popi wzburzyli się na nowo, zuchwały skrypt z wypowiedzeniem posłuszeństwa wręczyli władyce, wtenczas Jezuici pismo to w kopii rozesłali do szlachty, kolatorów ruskich parochii, którzy onych zuchwałych popów wnet uskromili.6
Sporo szacunku uzyskali również jako arbitrzy w sporze pomiędzy mieszkańcami przedmieścia a żołnierzami jednej z chorągwi, która próbowała w sile 200 żołnierza wybrać z przedmieść należną im zapłatę. W jednym z folwarków czeladź stawiła opór, co rozwścieczyło wojskowych i lepiej nie myśleć jakby się ta konfrontacja faktycznie skończyła gdyby nie interwencja jezuitów. Nawet ich dobrodziej biskup Sieciński skorzystał z ich mediacji w sporze granicznym z jakimś bliżej nieznanym szlachcicem. Mediacja zakończyła się powodzeniem. Niewątpliwie i niespokojność czasów, szczególnie najazdy tatarskie z lat 1622-1624 wzmagały atmosferę sprzyjającą współpracy. Gdy płoną przedmieścia, a cały horyzont w nocy jaśnieje blaskiem pożogi trawiącej dobytek okolicznej szlachty, nie czas na spory i wzajemne animozje. Bracia w tych trudnych czasach odnaleźli się w Przemyślu, służyli w katedrze, zdobywali sobie szacunek i uznanie społeczności miasta oraz księży kanoników. Znamiennym jest, że to właśnie jeden z czołowych oponentów zakonu jezuickiego ks. Achacy Grochowski, już jako biskup przemyski 8 maja 1627 r. poświęcił kamień węgielny pod budowę ich kościoła. A zarówno z kościołem jak i kolegium nie szło już tak dobrze. Niestety ubożała ludność, a i o większych darczyńców było trudno. W tej sytuacji ponownie jezuitom z pomocą przyszedł przypadek oraz … Krasiccy. Wspominany już wcześniej ksiądz kanonik Jeremiasz Krasicki rozchorował się , i otarł się wręcz o śmierć. Widząc się już martwym, zapisał braciom niezłą sumkę 10 000 zł. Mimo że powrócił do zdrowia, zapisu nie cofnął i zakonnicy posiedli w ten sposób pieniądze konieczne na podjęcie pierwszych starań budowlanych. Niebawem sumę 1000 zł ofiarował również kuzyn Jeremiasza biskup Sieciński. Może był to dar o wiele skromniejszy, jednak biskup ofiarował zakonnikom również swój księgozbiór. Nie wszystko złoto co się świeci . Wzbogacony w roku 1677 przez księdza kanonika Stanisława Bronikowskiego stał się prawdziwym filarem biblioteki przyszłego kolegium. Lęki dotyczące wpływów jezuickich stopniowo malały, dlatego w 1618 r. biskup Sieciński zdecydował się na oddanie jezuitom najstarszego kościółka w mieście, którego stan niepokoił coraz bardziej. Kościółek pod wezwaniem św. Piotra, mimo swej ogromnej wartości historycznej, nie miał opiekuna. Tak więc przekazanie go jezuitom było wręcz wskazane. W akcie donacji z 24 września 1618 r. biskup napisał:
Starając się o cześć boską, a widząc kościół św. Piotra w Przemyślu, zdezolowany i już prawie ruiną grożący, a nie mogąc dowiedzieć się, kto jego patronem lub kolatorem, gdyż pomimo wezwania publicznego z ambony w katedrze nikt się w terminie oznaczonym nie zgłosił – my kościół ten w władzę naszą objęliśmy … OO. Soc. Jesu kolegium przemyskiego … donatione irrevocabili cum consensu Ven. Capituli Nostri Premisl. Damus et confirmus…, z wszelką władzą administrowania, rządzenia dysponowania wszystkiem co do tego kościoła należy.7
W ten sposób najstarsza świątynia obrządku łacińskiego znalazła się w rękach najmłodszego zakonu w mieście. Świątynia faktycznie wymagała natychmiastowych remontów, jednak jezuici nie przyłożyli się do jej ratowania. Plany ich sięgały o wiele dalej. Stary, drewniany kościółek nie mógł zapewnić im możliwości realizacji planów, ale plac na którym się znajdował już owszem, tak. I tak się stanie. Starania o szkołę przeciągały się. W międzyczasie, w roku 1619 zmarł promotor jezuitów w mieście czyli biskup Stanisław Sieciński, w 1621 r. w zupełnie niewyjaśnionych okolicznościach zmarł ks. Jeremiasz Krasicki. Nieznane są przyczyny jego śmierci. Czy faktycznie „pod wpływem melancholii życie sobie odebrał”, czy został zamordowany. Ciekawe, że gdy znaleziono ciało zacnego kanonika w mieście przebywał Władysław Stadnicki, toczący zresztą wojnę prywatną z Konstantym Korniaktem. To wystarczyło, żeby śmierć ks. Jeremiasza przypisać temu „bandyckiemu nasieniu.” Tak na marginesie brak jest jakichkolwiek dowodów wskazujących na Stadnickiego. Dla zakonu utrata tych dwóch protektorów, w takim zresztą momencie, była bardzo trudna. Jednak dzięki pieniądzom pozostawionym przez ks. Jeremiasza Krasickiego oraz ojca Jana Kremskiego zdobyto też na otwarcie klasztoru. Starczyło to na wyżywienie kilkunastu osób zakonnych, ale z czego i za co wybudować kolegium i nowy kościół?
Przypisy