Sprawa Wapowskiego
aut. Lucjan Fac, „Nasz Przemyśl”, luty2012 (Nr 89)
Jan Matejko, w historii polskiego malarstwa, to od dawna ustalona marka, więc wydawałoby się, że nic już nie jest w stanie nas zaskoczyć z jego twórczości, bo już chyba wszystko napisano. A jednak…. Na początku roku mały szok! Odnalazł się, uważany za zaginiony, obraz Jana Matejki, którego publiczność nie oglądała już od 1894 r., a więc przez 118 lat! TVP niedawno wyemitowała program, w którym informuje, że obraz powrócił z USA, aktualnie wystawiony jest na Wawelu, po czym zostanie wystawiony na licytację.
Obraz „Zabicie Wapowskiego w czasie koronacji Henryka Walezego” był pokazany w 1861 r. w krakowskim Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych i został zakupiony przez prezesa Towarzystwa księcia Władysława Sanguszkę. Pozostawał w rękach prywatnych, … do końca nie wiadomo czyich, a jedyne co wiadome, to że znalazł się w Ameryce Łacińskiej! Jak tam się dostał, w czyim był posiadaniu tego na razie, przynajmniej oficjalnie, nie wiemy. Salon Antyków Connaisseur z Krakowa na razie nie ujawnia szczegółów całego przedsięwzięcia, które ze względu na tematykę obrazu w szczególny sposób powinno wzbudzi ćzainteresowanie mieszkańców ziemi przemyskiej.
Matejko namalował obraz mając 23 lata. Współcześni artyście docenili jego wiedzę historyczną i dobre przygotowanie warsztatowe. - Jedynym zarzutem, jaki postawiono bardzo młodemu malarzowi, były pewne błędy kompozycyjne czyli natłok postaci - mówi kustosz działu malarstwa Zamku Królewskiego na Wawelu Agnieszka Janczyk.
Co właściwie zaintrygowało 23 letniego malarza w całej tej sytuacji, że poświęcił mu to płótno. Z góry należy założyć, ze sytuacja miała charakter zupełnie przypadkowy i była konsekwencją nieszczęśliwego zbiegu wielu okoliczności. Również związek z ziemią przemyską jest zupełnie przypadkowy i niesie go jedynie pochodzenie, dosłownie mówiąc, denata oraz pełniony przez niego urząd kasztelana przemyskiego. Tragiczne konsekwencje tego wydarzenia przeszły natomiast na stałe do historii Polski, w szczególny sposób przez równie tragiczne losy mordercy Samuela Zborowskiego.
Ród Wapowskich herbu Nieczuja mieszkał w ziemi przemyskiej, w której jego uczoność i oddanie sprawom państwa rozsławił Bernard Wapowski. Ten uczony sekretarz króla Zygmunta I pozostawił po sobie nie tylko pamięć dobrych uczynków ale również szereg dzieł, które znamionowały jego renesansową wszechstronność. Działalność historiograficzna, czy kartograficzna na trwałe wprowadziły nazwisko Wapowskich do historii nauki polskiej, a jednocześnie dały klimat uczoności i poszanowania całemu rodowi. Byli to ludzie raczej skromni, ale dbający o swoje interesy. Potrafili w ciągu dwóch pokoleń nie tylko zaistnieć na dworze w świecie polityki ale dopracować się całkiem słusznego majątku. Zgrabnie skomentował to Józef Szujski we wstępie do Kroniki Bernarda Wapowskiego Skromna niegdyś rodzina dobrze wyszła na chlebie duchownym i mineralogicznych badaniach dziekana Piotra. Na początku dziedziczyli dwie miejscowości Wapowce (parafia Ujkowice, powiat przemyski) i Radochońce (powiat mościski). To Jan z Radochoniec, profesor teologii Uniwersytetu Krakowskiego, później Jakub z Radochoniec kanonik krakowski, który w roku 1477 na rzecz Piotra z Radochoniec zrezygnował z tejżeż kanonii. Przynosiła niebagatelne dochody i dawała doskonałą pozycję na dworze królewskim. Piotr zyskał sobie ogromne zaufanie Fryderyka Jagiellończyka przyszłego abpa krakowskiego i prymasa. Jednak po śmierci prymasa znalazł się w niełasce bpa krakowskiego i w sporze z kanonią krakowską. Potrafił jednak ten okres „burzy i naporu” przetrzymać i wypływać na dworze w zupełnie niezwykłych sytuacjach. Znany był jako poszukiwacz złóż srebra w Karpatach. Co prawda ich nie odkrył, ale w kierunku ich poszukiwań poszli inni, m.in. sam król Aleksander i Zygmunt I. Piotr zadowolił się złożami ołowiu, których dochody uczyniły go, jak pisał bp Andrzej Krzycki, krezusem. Było w tym z pewnością sporo przesady, ale do biednych Piotr bynajmniej nie należał. Czasy Piotra to z pewnością wypracowanie fortuny, dzięki której zabezpieczony został awans rodziny. Idąc wzorem innych rodów magnackich, Wapowscy zaczęli prowadzić politykę rodzinną, klanową, dynastyczną, jakąkolwiek nazwą by jej nie określić. To pewne, że jak Jakób Wapowski Piotra, tak Piotr pchał w świat Bernarda.
Stryj Piotr, niewątpliwy twórca fortuny rodu Wapowskich, uczynił swoimi synowcami bratanków Piotra, Mikołaja i Hieronima. Występują oni w aktach ziemskich jako dziedzice Wapowiec, Dynowa, Radochoniec, Harty, Chodorówki i Pacanowa. Piotr, podczaszy sanocki, ożenił się z Beatą Tęczyńską, z którą miał dwóch synów: Andrzeja i Stanisława. Stanisław ożenił się z córką kasztelana krakowskiego Spytka Jordana, natomiast Andrzej w roku 1565 poślubił Katarzynę Maciejowską, córkę Stanisława Maciejowskiego, starosty zawichojskiego. Miał syna Jana-Stanisława (zm. 1632). Był w tym czasie podkomorzym sanockim, a niebawem w roku1570 został kasztelanem przemyskim. Jego żona Katarzyna, to niezwykle religijna osoba, która odegrała znaczącą rolę w historii Kościoła na naszych terenach. Wykupywała cerkwie i zamieniała je na kościoły katolickie, prowadząc swoistą krucjatę z prawosławnymi schizmatykami. Gdy zmarła w roku 1596, jej syn Stanisław pochował ją w kościele dynowskim.
Najstarszy polski heraldyk Bartosz Paprocki skomentował ją w swoim herbarzu:
Katarzyna Wapowska … kasztelanka przemyska, matrona lectissima, P. Boga się bojąca, w stanie wdowim tak żyła za mego wieku, jako druga Judyt, z wielka pochwałą wszystkich ludzi”.
Sam kasztelan przemyski Andrzej Wapowski jest osobą raczej mało znaną. Do historii przeszedł przez swoją nieszczęśliwą śmierć podczas uroczystości koronacyjnych Henryka Walezego na Wawelu w dniu 21 lutego 1574 r. .
Śmierć Andrzeja Wapowskiego miała, generalnie rzecz biorąc, charakter dosyć przypadkowy. Był to również punkt zwrotny w życiu Samuela Zborowskiego. Akcja rozegrała się przy wyjeździe z dziedzińca wawelskiego podczas uroczystości na zamku królewskim. Opisał je Marcin Kromer:
Nazajutrz w poniedziałek mięsopustny mieszczanie pośród rynku majestat królowi postawili i tamże mu przysięgę czynili, gdzie też kilka osób pasował na rycerstwo. Ztamtąd zszedłszy był na weselu Andrzeja Zborowskiego, który się natenczas żenił, gdzie i na gonitwy patrzał. Nazajutrz zasię były gonitwy na zamku, które się nieszczęśliwie skończyły. Bo gdy Samuel Zborowski kopię na zamku postawił wyzywając kogokolwiek do czynienia, wziął ją sługa Jana z Tęczyna kasztelana wojnickiego, od wielkiej Karwat nijaki: czego gdy się Samuel Zborowski dowiedział, frasowal się o to barzo, gdyż mu się nie zdało czynić z człowiekiem lekkim i ktemu z cudzoziemcem: przeto wziął to sobie za despekt i Tęczyńskiego o to powabił, a słudze z tym Karwatem czynić kazał. Gdy tedy iszy tymczasem gonili, a między innymi ten Karwat z sługą Samuela Zborowskiego, którego szkodliwie obraził i dla tegoż więcej im gonić nie dano: Samuel Zborowski nagotowawszy się przyjechał na zamek, lecz mu król placu nie dopuścił i zjechać z zamku kazał. Także jadąc z zamku i przyjeżdżając ku bramie, zetknął się z kasztelanem wojnickim, który się też nagotowawszy do czynienia z nim jechał, a z nim Andrzej Wapowski też jechał pospołu, z którym nieprzyjaźń wiódł Zborowski: tamże się porwali do siebie i na starciu uderzył w głowę ciekanem Samuel Zborowski Wapowskiego, abo sługa jego a z owej też strony, ktoś strzelił. Za czym tumult był wielki w zamku tak, iż król był w trwodze i drzwi otworzyć kazał, chcąc się bronić, bo mniemał, żeby to nań było uczyniono. Wapowski z tą raną przyszedł do króla, skarżyć się na Samuela Zborowskiego. Obiecał sprawiedliwość król uczynić, także się ucieszyli. (..)
Wtem Wapowski z onej rany umarł. Pozwano Zborowskiego przed króla, popierano tej sprawy mocno a mocno jej też broniono, i wlekło się to długo, aż na koniec taki się dekret stał, iż Samuel Zborowski wiecznemy czasy miał bydź wywołan, bez naruszenia czci. Który dekret iż był nowy i niesłychany, barzo mu się ludzie dziwowali i w sprawiedliwości zaraz zwątpili za tego pana: gdyż wedle prawa naszego ktoby zabił pod królem, tedyby cześć tracić miał. Zaczem Samuel Zborowski jechał zaraz z Polski precz do wojewody siedmigrodzkiego i tam mieszkał przez wszystek czas u niego, aż go królem obrano.
Tak więc Samuel Zborowski, poróżniony z Janem Tęczyńskim, podczas wyjazdu z Wawelu natknął się w bramie na Tęczyńskiego ze zbrojnym orszakiem. Niestety padły strzały, a Samuel w panice, ratując się ucieczką, przedarł się, torując sobie drogę ciosami czekana. Podczas tego zajścia uderzył, próbującego nie dopuścić do użycia broni, Andrzeja Wapowskiego. Skądinąd Wapowski po matce pochodził z Tęczyńskich. Jakakolwiek forma użycia broni pod bokiem królewskim mogła zgodnie z prawem skończyć się fatalnie dla obydwu: Tęczyńskiego i Zborowskiego. Wydaje się, że Wapowski wykazał się w tym momencie logiką i trzeźwym umysłem, próbując rozdzielić adwersarzy. Niestety w tym przypadku rozjemca stał się ofiarą. Rana nie wydawała się groźna. Wapowski nie dał jej sobie jednak opatrzyć i udał się na skargę do króla. Zarówno upływ krwi jak i zakażenie musiały zrobić swoje i po kilku dniach Andrzej Wapowski zmarł. Natomiast Samuel musiał odpowiadać za zbrodnię.
Wyrok, jaki w tej sprawie wydał Henryk Walezy, mimo że nie był satysfakcjonujący dla żadnej ze stron, był jak na owe czasy i sprawiedliwy, i obiektywny. Król ogłosił Samuela banitą, skazał go na konfiskatę mienia, ale nie skazał go na infamię, przez co nie tracił czci i honoru. Samuel przezornie sam wyjechał z kraju. Przebywał na Kozaczyźnie, a potem w Siedmiogrodzie. Po elekcji Stefana Batorego był mu lojalny, oddając szczególne usługi, walcząc na Zaporożu czy w trakcie kampanii inflanckiej. Coraz bardziej zuchwały, niepotrzebnie w 1583 r wraz z Kozakami zorganizował wyprawę na Turcję, co miało fatalny wpływ na stosunki z tym państwem. Próby zmazania win aktywną służbą dla dobra Rzeczypospolitej, nie przyniosły pożądanego rezultatu. Gorzej, bowiem podczas wojny z Rosją okazało się, że dwaj bracia Samuela, Krzysztof i Andrzej spiskują przeciw królowi. Sprawa Samuela stała się pretekstem do rozprawy ze Zborowskimi. W 1584 r powrócił do kraju. Pojmany w Piekarach, w dobrach swej siostrzenicy Elżbiety Włodkowej. Ścięty pod Wawelem. Egzekucja ta przyczyniła wielu kłopotów zarówno królowi jak i kanclerzowi. Stała się również przedmiotem wielu spekulacji, w których postać naszego kanclerza Jana Zamojskiego nie przedstawia się bynajmniej zbyt pochlebnie. W odpisach z czasów rokoszu Zebrzydowskiego zachował się opis wejścia do celi S. Zborowskiego Jana Zamojskiego, który trzymając pistolet w ręce rzekł: „O Samusiu! Prawda, żem ja mężniejszy niż ty, żem cię dostał! Samuel odpowiedział: Grzechy moje dały mnie w ręce tobie, nie męstwo twoje”.
W twórczości Jana Matejki wydarzenia te zajmowały poczesne miejsce. Był żywo zainteresowany całą tą sprawą. Już w 1860 roku narysował obraz pt. Jan Zamojski idący obwieścić wyrok śmierci Zborowskiemu. Kwintesencją zainteresowania tym tematem stał się namalowany w rok później obraz Zabicie Wapowskiego w czasie koronacji Henryka Walezego.
Obraz został zaprezentowany publicznie 9 stycznia 2012 r. na Zamku Królewskim na Wawelu. Niestety prezentowany był tylko do 22 stycznia. Być może Salon Connaisseur, znajdzie nabywcę w Polsce i obraz pozostanie w kraju. Najlepszym miejscem byłby, zdaniem dyrektora Zamku Królewskiego na Wawelu prof. Jana K. Ostrowskiego, Dom Jana Matejki (oddział Muzeum Narodowego w Krakowie) lub inna placówka kolekcjonująca prace artysty. Mógłby też trafić do mniejszego muzeum, które wokół tej pracy mogłoby budować swoją kolekcję7.
Niewątpliwie miejscem ze wszech miar godnym tego obazu mogłoby być Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej. Czy jest to jednak przedsięwzięcie realne?
PS. Wszystkie zaprezentowane zdjęcia obrazu pochodzą ze strony internetowej www.koneser.krakow.pl/matejko/www/matejko.html. CONNAISSEUR Kraków, Salon Dzieł Sztuki, Rynek Główny 11, Kraków.