Z PAMIĘTNIKA PODRÓŻNIKA: SPŁYW KAJAKOWY „DOLINĄ SANU”
p. Barbarą Banasiewicz, udała się na spływ kajakowy „DOLINĄ SANU”. Spływ organizowany przy współpracy z WOPR rozpoczął się w Krzywczy, gdzie wczesnym sobotnim rankiem na spragnioną przygód młodzież czekały już kajaki wraz z ratownikiem – p. Arturem Rosteckim i instruktorem kajakarstwa – p. Piotrem Dobosiewiczem. Po chwili dołączyła do nas jeszcze młodzież z Gimnazjum nr 4 w Przemyślu, wtajemniczona już
w uroki kajakowych przygód, i wszyscy razem wyruszyliśmy na szlak przygody…
„Po krótkim instruktażu odnośnie bezpiecznego zachowania się nad wodą, a także korzystania z kajaków założyliśmy kapoki i rozpoczęliśmy wodowanie kajaków. Pomimo zimnej jeszcze o tej porze roku wody każdy chętnie moczył w niej nogi, aby z pomocą ratownika zwodować swój kajak i rozpocząć swoją przygodę… Ale jak tu rozpocząć przygodę kiedy pływam w kółko… Po małej zmianie kajakowych załóg rozpoczęliśmy spływanie. Pan Piotr Dobosiewicz prowadził dzielnie naszą załogę przez rwącą miejscami toń rzeki San. Niekiedy woda robiła sobie krótką przerwę i płynęła leniwie sprawiając nam małe problemy kondycyjne, ale byliśmy dzielni i wiosłowaliśmy pomimo pewnego zmęczenia.
Gdzieś pomiędzy nami stale krążył ratownik i młodsi ratownicy służąc w razie potrzeby radą i pomocą.
Na trasie naszego spływu napotkaliśmy na kilka niespodzianek w postaci zwalonych pni drzew czy wystających głazów, niekiedy trzeba było mocno pochylić głowę aby nie zgubić kapelusza na najbliższej gałęzi, ale dla uczestników żaden konar nie był straszny i poskromili wszystkie. Młodzież szybko nauczyła się sterować kajakiem tak, aby omijać wszelkie niebezpieczne przeszkody na trasie.
Wszelki prowiant, który mieliśmy ze sobą znikał w zastraszającym tempie, żadna kanapka się nie ostała. Jednak nasz ratownik przewidując wilcze apetyty kajakarzy zaopatrzył nas w dużą ilość kiełbasy, którą upiekliśmy na ognisku w Krasiczynie. Tam bowiem zatrzymaliśmy się na zregenerowanie sił, zaspokojenie nieposkromionego głodu i wymianę radosnych okrzyków zadowolenia. Był czas na wesołe zabawy, plecienie wianków, a nawet sesję fotograficzną. Jednak „komu w drogę, temu czas…”, trzeba się zbierać do drogi, bo do Przemyśla jeszcze dość daleko. Pozalepiane pęcherze na dłoniach znowu zaczęły doskwierać, a rozleniwione ręce potrzebowały chwilę aby ponownie przywyknąć do rytmicznego wiosłowania.
Tak płynęliśmy sobie spokojnie, gawędząc po drodze ze sobą, czasami fundując sąsiedniej załodze prysznic, który nigdy nie pozostał bez odpowiedzi, a czasami przytulając swój kajak do kajaka obok. Wesołe rozmowy i radosne uśmiechy pomagały nam nie myśleć
o zmęczeniu, które niewątpliwie było duże po przepłynięciu tylu kilometrów, szczególnie dla początkujących kajakarzy.
Niestety czas jest nieubłagalny i wszystko co dobre szybko się kończy. Wkrótce zza zakrętu ukazała się tama w Ostrowie, która oznaczał koniec naszej majowej przygody.
Z wielokrotnie wykrzyczaną prośbą o powtórzenie spływu pożegnaliśmy się
i rozeszliśmy do domów.”
Spływ udał się wyśmienicie. Przepięknie roześmiane twarzyczki i jakże radosne oczęta świadczyły najlepiej o tym, że wodna wędrówka bardzo przypadła młodzieży do gustu.